Początek nowego roku przyniósł w końcu dobre wiadomości z obozu MKK. Drużyna wygrała po długim czasie ligowy mecz, a do lekkich treningów wrócił po wielu miesiącach kapitan „Orłów” Dariusz Dobrzycki.
-Nie robię tego wszystkiego tylko po to, aby być zdrowym. Chcę i wierzę, że założę jeszcze koszulkę z Orłem na piersi – mówił nam jeszcze niedawno Dobrzycki. Słów nie rzucał na wiatr, bo po blisko 10 miesiącach leczenia i rehabilitacji, koszykarz MKK zaczął pierwsze lekkie treningi.
Przypomnijmy, że koszykarz doznał bardzo poważnej kontuzji kolana w lutowym meczu ligowym z Sokołem Międzychód i jego kariera zawisła na włosku. Kolano, które wyskoczyło na moment ze stawu spowodowało uszkodzenie więzadła krzyżowego przedniego i pogruchotało łękotkę. Operacja przeprowadzona w klinice w Lubinie na szczęście się udała, a zawodnik jak nam mówi, odzyskał już 2/3 sprawności. – Z nogą jest juz coraz lepiej, chociaż na wszystko potrzeba czasu. Wiadomo, że gdybym miał kilkanaście lat mniej, noga regenerowała by się szybciej, a teraz trzeba być po prostu cierpliwym. Najważniejsze, że wszystko jest w porządku, lekarze są zadowoleni z przebiegu rehabilitacji, a ja mogę wykonywać coraz cięższe ćwiczenia. Z mojej perspektywy widzę, że odzyskałem sprawność i siłę w około 70%. Kiedy dostanę zielone światło do podjęcia pełnych treningów jeszcze nie wiem, ale mam pozwolenie na luźniejsze zajęcia w pojedynkę i je już zacząłem.
Nie mogąc pomóc swoim kolegom, skrzydłowy MKK mobilizuje ich z ławki. Przyznaje, że to dużo gorsze od przebywania na parkiecie, bo nic nie można zrobić, by pomóc drużynie w gorszych chwilach. Liczy jednak, że być może jeszcze w tym sezonie włoży koszulkę z numerem 32. – Brakuje mi tego niesamowicie, a szczególnie, że nie mogę chłopakom w żaden sposób pomóc. Dlatego chłonę każdą chwilę na treningu, każdy mecz, gdy mogę z drużyną się spotkać i wspomóc ich mentalnie. Serce ciągnie na parkiet i chciałbym jeszcze w tym sezonie pojawić się choć na końcu rundy rewanżowej, ale głowa mówi mi co innego. Waham się 50/50 i mam nieco rozterek, czy nie będzie to za szybko. Z tyłu głowy na pewno będę miał tą ciężką kontuzję i wiele znaków zapytania, co się stanie, jeśli zbyt szybko podejmę decyzję. Normalnie wygrało by u mnie serce, ale tak poważnej kontuzji jeszcze nie miałem, więc trzeba będzie decyzję o powrocie do pełnej rywalizacji podjąć rozsądnie.
Drużynie na pewno by się przydał, bo w ubiegłym sezonie to właśnie on był jednym z najskuteczniejszych graczy. MKK mimo, że nie gra źle, potrzebuje czegoś, lub kogoś, by wejść z powrotem na zwycięską ścieżkę. – Jest zaciągnięty jakiś hamulec w drużynie i trzeba go znaleźć. Ci chłopacy naprawdę potrafią grać, a co jest przyczyną nie wiem. Wydaje mi się, że jest to blokada wewnętrzna, a z czego ona wynika to jest inne pytanie. Widać nerwowość, niepewność, ale przecież niedawno robiliśmy wspólnie wielkie zamieszanie w play-offach. Teraz przegrywamy o włos, bo przecież w pięciu spotkaniach ulegliśmy w sumie różnicą zaledwie 13 punktów. Ale je przegraliśmy i nie ma wymówek. Mam nadzieję, że szybko zapomnimy o tym co złe i nowy rok będzie już zupełnie inny – kończy Dobrzycki.
0 komentarzy