Start ma po dzisiejszym meczu podwójny ból głowy. Jeden to ten wynikający z sytuacji w tabeli, drugi to frekwencja. Jest fatalnie.
Pokonanie głównego faworyta było dziś na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Raczej nikt nie przypuszczał, że Start po raz drugi w tym sezonie wypuści z rąk taką szansę, prowadząc aż 10 punktami. Nie ma już co szukać drugiego dna w postaci wykluczenia Sama Mastersa, bo to my wszystko mieliśmy w swoich rękach i to wypuściliśmy. Niesamowicie szkoda, bo sukces potrzebny był działaczom i trenerowi, poprawiłby klimat w parkingu i pozwoliłby na chwilę przynajmniej, zapomnieć kibicom o szopce z ostatnich dni. Sportowo jest bardzo źle, choć drzwi do play-offów, w żaden sposób nie są zatrzaśnięte. W tej drużynie jest potencjał, o ile tylko… znikną zamrażarki z W25 i będą pieniądze na kolejne przelewy. A jak je regulować, jak na trybunach wiatr hulał?
Kac związany z dzisiejsza porażką dopiero nadejdzie, po dokładnym podliczeniu wpływów meczowych. Każdy kto był na stadionie, lub oglądał telewizyjną relację, widział doskonale co działo się na trybunach. Mecz z taką drużyną jak Stal Rzeszów na pewno był w przedsezonowych wyliczeniach oznaczony na czerwono, czyli taki, który da solidny przychód. Ten plan właśnie poleciał do kosza, bo frekwencja była daleka od oczekiwań. Naliczyliśmy może 2000 kibiców, wśród których ok. 1/4 to pewnie posiadacze karnetów. Zdecydowanie za mało! A przecież w perspektywie są znów wyjazdy. Dziś już wiemy, że mecz ze Stalą to efekt podwójnej „bomby”, czyli zamieszania z wypłatami dla zawodników, a po drugie obecności telewizji. Co miało większy wpływ? Możemy jedynie się domyślać. Napiszcie w komentarzach, dlaczego NIE WYBRALIŚCIE się na W25
fot. Start Gniezno
0 komentarzy