Mecz z Lokomotivem Daugavpils to już historia. Teraz zawodnicy i działacze Car Gwarant Startu Gniezno muszą skupić się na arcytrudnym wyjazdowym starciu ze Speed Car Motorem Lublin. Przed tym spotkaniem czerwono-czarni planują zarówno treningi, jak i prawdopodobnie kolejny mecz kontrolny.
Nim skupimy się na niedzielnej potyczce, wróćmy jeszcze do wydarzeń w meczu z Lokomotivem. Wysoka wygrana jednych zadziwiła, innych uspokoiła. Wszak obaw przed premierowym starciem było niemal tyle, co nadziei na dobre otwarcie. A jak podchodzi do niej dziś, już na spokojnie Rafael Wojciechowski, menedżer Startu?
– Nie podpalam się specjalnie rozmiarami zwycięstwa i nie będę na pewno mówił, w jak wysokiej formie jesteśmy. Trzeba powiedzieć, że nie bez przypadek walczyliśmy z ekstraligowcami jak równy z równym, bo tor w Gnieźnie wierzę, znów będzie naszą twierdzą. Muszę pochwalić nie tylko zawodników, ale osoby, które pośrednio przyczyniły się do tego wyniku – od toromistrza, po wszystkich, którzy pracują na ten zespół i którzy byli mocno zaangażowani przez ostatnie dni by przygotować tor. Tor już był powtarzalny, a to dlatego, że wylaliśmy na niego tysiące litrów wody. Pola startowe jednak nie były dla wszystkich równe. Dużo lepsze były pola A i C i ci, którzy się tam ustawiali mieli pewien handicap. Ale nie tylko start decydował, bo Gała udowodnił w ostatnim wyścigu, że można wyprzedzać na dystansie.
Nas osobiście ciekawiło, co sternik czerwono-czarnych ma dziś do powiedzenia o Juricy Pavliču? Poświęciliśmy mu przed meczem osobny materiał podejrzewając, że może okazać się „czarnym koniem” imprezy. Zawiódł, czy był powód, dla którego Chorwat nie prezentował się już tak dobrze, jak na treningach?.
– Odpowiedź jest następująca. Jechał z nr 10 i wiem, że często się mówi, że numer może zbudować zawodnika, lub go zniszczyć. Jurica nie jechał w początkowej fazie, z tych dobrych pól. Czekałem do ostatniego wyścigu, by dać mu szansę pojechać z pierwszego pola i to kompletnie wykorzystał i nie zawiódł mnie. Nie przekreślam go, bo dodatowo jeździł po polaniu, z gorszych pól i widzę w nim potencjał. Rozmawiałem z nim o tym wszystkim i wie, że postawię na niego chociażby w Lublinie.
Łotysze są już historią, bo przed nami powtórka z ubiegłorocznego finału. Gnieźnianie zdają sobie sprawę z tego, że lublinianie będą bardzo wymagającym przeciwnikiem, choć na inaugurację zremisowali z Orłem. Rodzi się pytanie – nie są aż tak mocni, czy Łódź jest bardzo silna?
– Jedziemy do jaskini lwa, mimo że lublinianie zremisowali w niedzielę z Orłem Łódź. Czeka nas niesamowicie ciężka przeprawa, zresztą jak na każdym innym wyjeździe. Wierzę, że odpowiednio przygotuję zawodników, co czynię zresztą od początku sezonu. Będziemy odpowiednio skoncentrowani. Zobaczymy, jaka będzie siła zespołu na wyjeździe – powiedział Rafael Wojciechowski, menadżer Car Gwarant Startu.
W spotkaniu z Lokomotivem Daugavpils wszyscy seniorzy Startu, oprócz Juricy Pavlicia, zanotowali wysokie zdobycze punktowe. Chorwatowi wyszedł tylko jeden bieg. Nieźle spisali się też juniorzy. Czy menadżer gnieźnian zasugeruje się powiedzeniem, że zwycięskiego składu się nie zmienia i w Lublinie postawi na tę samą siódemkę? – Żużel jest nieprzewidywalny. Korekty zawsze mogą być. Na razie nie jestem w stanie zagwarantować, że ten sam skład pojedzie do Lublina. Mamy treningi, prawdopodobnie też trening punktowany na wyjeździe. W okolicach środy czy czwartku będzie wiadomo więcej. Po przejechaniu treningów będę mógł wybrać skład na kolejny mecz w Lublinie – dodał opiekun czerwono-czarnych.
Z walki o skład nie rezygnuje szwedzki zaciąg gnieźnieńskiego zespołu. – We wtorek do Gniezna przyjedzie Oliver Berntzon. Myślę, że najpóźniej w środę dołączy do niego Kim Nilsson. Obydwaj bardzo mocno chcą trenować. Bardzo pocieszające jest to, że mimo iż na razie siedzą na ławce rezerwowych, przed meczem z Lokomotivem przekazali pozostałym zawodnikom, że mają walczyć i że oni są z nimi sercem. To jest budujące i motywujące. Robią to bez żadnego przymusu, po prostu od siebie – podsumował Rafael Wojciechowski.
0 komentarzy