Najwięcej powodów do optymizmu miał po niedzielnym meczu w Lublinie Adrian Gała. Gnieźnianin dwoił się i troił na torze, niestety jego ambitna postawa i 13 punktów nie wystarczyły do zagrożenia gospodarzom. Co spowodowało taką eksplozję formy u filigranowego zawodnika? Praca, praca i jeszcze raz praca, oraz… „złote” silniki od R. Kowalskiego. – Dziękuję mu za każdym razem, bo robi dla mnie świetną robotę – mówi naszemu portalowi najlepszy żużlowiec wczorajszego starcia przy Alejach Zygmuntowskich.
Ciężko w pełni celebrować indywidualny wynik, jeśli drużyna przegrywa, jednak pewnie nie masz prawa, by narzekać po wczorajszym występie. To jedno z twoich najlepszych spotkań wyjazdowych w karierze, o ile nie najlepsze.
Indywidualnie wynik może rzeczywiście napawać mnie optymizmem. Lublin jest bardzo ciężkim terenem i ciężko było nam wszystkim się dopasować do toru. Mnie się udało, bo nie kombinowałem, nie słuchałem podpowiedzi z boku.
Co masz na myśli? Lubelski tor nie był nigdy twoim ulubionym. Co się takiego stało, że nagle fruwałeś na nim?
Ja w Lublinie paradoksalnie lubiłem jeździć, ale nigdy nie mogłem wykręcić tam wyniku (śmiech). Tym razem postawiłem na zupełnie inne przełożenia niż w przeszłości i nie kombinowałem z niczym. Jak widać dało to taki efekt, bo byłem bardzo szybki. Z mechanikiem postanowiliśmy, że nie będziemy słuchać żadnych sugestii po próbie toru, ani nie będziemy spoglądać w notatki. Znamy swoje silniki, wiemy jak się zachowują i powiedzieliśmy – jedziemy według własnego pomysłu!
Nad twoją szybkością rozpływali się wczoraj wszyscy. Czy to są cały czas silniki, które serwuje tobie Ryszard Kowalski z synem Danielem?
Tak, ciągle mu ufam i jestem u niego 6 rok z rzędu. Mamy w tym roku kolejny nowy i aż miło się na nim jeździ. Z tego miejsca dziękuję jemu, jak i Danielowi za kapitalną robotę.
Był telefon do nich, lub od nich, po tak kapitalnym występie?
Tak, były sms-y. Po każdych dobrych, lub gorszych zawodach kontaktujemy się i wymieniamy uwagami. Zawsze mogę dowiedzieć się nowych rzeczy i jestem wdzięczny, że mamy tak dobry kontakt. Rodzina Kowalskich wie o żużlu bardzo dużo i każdy mógłby od nich dowiedzieć się wielu pożytecznych rzeczy.
W biegu, w którym upadłeś poniosła ciebie głowa, czy czułeś, że jesteś tak szybki, że nie ma przed tobą barier?
No właśnie, wyłączyłem trochę głowę. To jest mój problem, że kiedy się nie skupiam na poprawnej technicznie jeździe, to wtedy zdarza się głupia – bez pomysłu. Nie jadę wtedy płynnie i tracę bardzo dużo. Nabrałem prędkości, mogłem równie dobrze przeczekać jeszcze jeden łuk i spróbować zaatakować go później. Trudno. Stało się, upadłem i najważniejsze, że nikomu nic się nie stało.
Nakręcało ciebie, że pokazywałeś plecy liderowi Motoru A. Jonssonowi i to aż trzykrotnie? Dopiero za ostatnim podejściem, zdołał ciebie wyprzedzić.
Szczerze mówiąc, w tym roku inaczej do tego podchodzą i nie spoglądam w program kto ze mną jedzie. Skupiam się na swojej robocie, a nie podpalać się z kim staję pod taśmą. Dziś wygrywam z Jonssonem, jutro mogę przegrać z juniorem po licencji.
Masz świadomość, że po 2 kolejkach Nice 1.Ligi jesteś najlepszym polakiem w klasyfikacji?
Nie skupiam się na tym. Po sezonie będzie na to czas, by spojrzeć w statystyki by porównać średnią. Pracowałem całą zimę na takie wyniki. Chcę poprawiać się technicznie, bo wiem jakie mam ciągle braki. Dużo jazdy przede mną, żeby rozwijać się jeszcze bardziej.
W parkingu pewnie byłeś wczoraj najbardziej obleganą osobą w trakcie meczu. Koledzy pytali ciebie o ustawienia?
Oczywiście. Starałem się podpowiadać, ale każdy ma inny styl, inaczej jedzie. Nie ma więc co sugerować się ustawieniami, bo czynników jest ogromnie dużo. Każdy ma przecież inny silnik, inaczej zestrojony. Moje podpowiedzi więc mogły komuś tylko namieszać w głowie.
Po takim meczu w „paszczy lwa” pewnie pojedzie się nieco łatwiej w kolejnych potyczkach?
Nie myślę i nie podpalam się pojedynczymi zawodami. One już były, przede mną następne, choćby czeska ekstraliga już jutro. Będzie okazja, by sprawdzić kolejny silnik, który stał na półce. A w czwartek i piatek treningi przed meczem z Piłą.
Ta jednostka, która wiozła ciebie po „trójki” w Lublinie leży już na półce?
Tak oczywiście. To specjalny silnik tylko na ligę i nawet nie zabieram jej na treningi, czy inne zawody. Szkoda mi go, bo wiem, że jest świetny więc zostaje tylko na najważniejsze momenty. Jedzie na każdym torze więc trzeba dbać o niego.
To jest jedna taka „wunderwaffe”, czy jest ich więcej?
Mam nowy silnik, który kupiłem zimą i który tak świetnie jechał wczoraj i jest jeszcze jeden równie dobry, z ubiegłego sezonu. Jestem naprawdę dobrze przygotowany sprzętowo. Nic tylko jechać do przodu.
Dziękuję za rozmowę.
0 komentarzy