W Tajlandzkiej, w miejscowości Pasak Chonlasid zakończyły się X Motoparalotniowe Mistrzostwa Świata w konkurencjach klasycznych. Biało- czerwoni, z silną reprezentacją Gniezna w składzie, znów wracają ze złotymi medalami!
Zawody polscy piloci zaliczą do bardzo udanych. W sumie nasi reprezentanci zdobyli aż 6 medali, w tym cztery złote, jeden srebrny i jeden brązowy. Indywidualnie Wojtek Bógdał został indywidualnym Mistrzem świata w klasie PL1.
Załoga w składzie: Jarosław Balcerzewski i Magdalena Kłoss zostali v-ce Mistrzami świata w klasie PL2, a brązowy medal w tej samej klasie zdobyli Adam Pupek i Piotr Kozikowski. W klasach PL1 i PL2 Polacy zostali drużynowymi Mistrzami świata.
Najważniejszy jest jednak tytuł Mistrzów świata i złoty medal w klasyfikacji narodów.
Miejsca pozostałych zawodników:
PF1 na 62 zawodników
Marcin Bernat 15
Jacek Ciszkowski 16
Jacek Semkło 19
Jarosław Pałdyna 21
Jarosław Budziszewski 29
Paweł Kozarzewski 49
PL1 na 25 zawodników
Wojciech Panas 4
Krzysztof Romicki 5
Andrzej Bury 7
Szymon Winkler 8
PL2 na 15 zawodników
Daniel Walkowiak Michał Perkowski 4
Dariusz Brzostowicz Przemysław Kalinowski 5
Marek Barczyński Violetta Bara 11
Tomasz Krotecki Ewelina Krotecka 13
Na czym polegały konkurencje?
Gnieźnieńskie Stowarzyszenie Sportów Lotniczych im. Ludwika Szajdy na X Motoparalotniowych Mistrzostwach Świata reprezentowały trzy załogi dwuosobowe w klasie PL 2 : Marek Barczyński- pilot z nawigatorem Violettą Bara, Daniel Walkowiak – pilot z nawigatorem Michałem Perkowskim oraz Tomasz Krotecki z nawigatorem Eweliną Krotecką. Na zawodach 15 państw wystawiło swoich reprezentantów , których było 102. Tak jak pisał Trener Adam Paska zawody były bardzo trudne i wymagały od pilotów dużej koncentracji a od nawigatorów dużej precyzji i dokładności. Miejsce startu było na dnie osuszonego terenu zalewowego, który po ulewnych deszczach ( a właśnie w trakcie trwania zawodów zaczęła się pora deszczowa) zamieniał się w grzęzawisko z pułapkami – kałużami ukrytymi pod trawą. Na lądowisku byliśmy już gotowi od godziny 6 rano. Po odprawie i przygotowaniu konkurencji zaczęły się zawody. Pierwszą konkurencją był czysty start a zaraz po nim slalom „ podwójna ósemka” nad wodą z obowiązkowym dotknięciem pięć razy dwu metrowej tyczki stojącej pomiędzy dmuchanymi pylonami w odległości 100 m od siebie. Konkurencja niby prosta jednak nie wszyscy ją ukończyli ze względu na wodowanie lub pomylenie trasy. Należy zaznaczyć iż organizatorzy zabezpieczyli akwen na którym pływały motorówki, skutery wodne z ubranymi nurkami. Przed samymi zawodami wszyscy zawodnicy przeszli szkolenie w basenie gdzie byli przygotowywani do akcji ratunkowej po wodowaniu.
W pierwszym dniu rozegrano też trzecią konkurencję , która była nawigacyjną i polegała na odnalezieniu jak największej ilości zaznaczonych punktów na mapie w czasie 45 minut. Dnia drugiego od rana przygotowano konkurencję techniczną polegającą na wylądowaniu w deku po dotknięciu 2 metrowej tyczki, położeniu skrzydła na ziemi i ponownym starcie z dotknięciem drugiej tyczki w odległości 100 m od pierwszej. Całkowity czas na to zadanie to 3 minuty. Jedną z trudniejszych konkurencji był podwójny slalom nad wodą na czterech pylonach zwany koniczynką. Polegał on również na dotknięciu 5 razy tyczki umieszczonej pośrodku czterech pylonów po wykonaniu zakrętów w odpowiedniej kolejności po których tor lotu przypominał czterolistną koniczynę. Po południu przygotowywaliśmy deklarację czasu na następny poranek – ( podanie czasu na 5 punktach w sekundach narastająco z uwzględnieniem prędkości wiatru). Było by pięknie jak wiatr byłby taki jak wieczorem zakładaliśmy. Ale pogoda spłatała figla i trochę pokrzyżowała obliczenia. Jednak uporaliśmy się i z tą konkurencją. Po południu zarządzono ważenie paliwa do konkurencji ekonomicznych na dzień następny. Dano nam po 4 kanistry 5 litrowe. Do dwóch mieliśmy wlać po 2 kg a do dwóch pozostałych po 3.5 kg paliwa. Po południu przyszła ulewa, która zamieniła lądowisko w dużą kałużę. Następna konkurencja odbyła się następnego dnia kolo południa i polegała na zatankowaniu 7 kg paliwa i poleceniu w trasę gdzie były do przelecenia wyznaczone odcinki. Każdy pilot decydował ile odcinków jest w stanie przelecieć , żeby bezpiecznie wrócić na lotnisko. Wózki dwuosobowe musiały ze sobą przywieść 0.5 l paliwa. Niestety nie wszyscy dolecieli do lotniska. Niektórym zabrakło kilkunastu metrów. Ostatnią konkurencją ekonomiczną było zatankowanie 4 kg paliwa i latanie nad lotniskiem po trójkącie, którego boki miały długość 1 km .Zadanie polegało na zrobieniu jak największej ilości okrążeń. I ponownie klasa PL 2 musiała wylądować z 0.5 l paliwa.
Należy też napisać o problemach i przygodach. O wodowaniu kilku pilotów już pisałem. Wśród nich była jedna załoga dwuosobowa. Po wysuszeniu sprzętu tj. skrzydła , spadochronu zapasowego oraz silnika pod wieczór załoga była gotowa do dalszych lotów. Jednej załodze dwuosobowej przy twardym lądowaniu urwało się przednie koło , które po trzech godzinach zostało naprawione przez ekipę Tajską. Podczas silnego wiatru podczas startu jedna z załóg wywróciła się co spowodowało stłuczenie mięśni karku u nawigatora. Ale po dwóch dniach załoga ta wróciła do dalszych konkurencji. Nie wspominam o upadkach przy starcie czy lądowaniu na mokrej a nie raz i błotnistej nawierzchni. Medale drużynowe złoto w klasie PL 2 i złoto narodowościowe, które zdobyliśmy wynagradzają wszystkie stresy, niedogodności i upał wraz z dużą wilgotnością , która tam panowała. Najważniejsze jest jednak to , że wszyscy wróciliśmy cali i zdrowi do domu. Problem jest jednak taki , że nasz sprzęt latający jest zapakowany do skrzyń i czeka na załadunek do kontenera oraz powrót do Polski. Ale kiedy to nastąpi – może za dwa miesiące. Dobrze, że nie mamy następnych zawodów.
tekst – Marek Barczyński
0 komentarzy