Ogromne emocje towarzyszyły ostatniemu meczowi turnieju 1/8 finału Mistrzostw Polski Juniorek w piłce ręcznej. Gnieźnieński MKS wygrał z Pogonią Zabrze 27-26, jednak było to pyrrusowe zwycięstwo. Do awansu zabrakła… jedna bramka. Po ostatnim gwizdku komentowano głównie decyzje arbitrów.
Jeszcze przed samym meczem wiadomo było, że do awansu do kolejnej rundy potrzebne będzie z Pogonią zwycięstwo minimum dwoma trafieniami. Chyba, że w meczu padłoby więcej niż 30 goli. Wtedy MKS miał prawo zwyciężyć jedną bramką i to on cieszyłby się z sukcesu. Ani jeden scenariusz, ani drugi niestety się nie sprawdził. MKS i Pogoń zafundowały ogromne emocje w końcówce, a po końcowym gwizdku polały się już tylko łzy w gnieźnieńskim obozie. Szczęście było tak blisko! – Chciałbym naprawdę dziewczynim podziękować, bo to ile serca dziś zostawiły, to wiedzą tylko one i ci wszyscy, którzy byli na meczu. Taki jest sport, że nie wszystko jest w naszym rękach, bo o końcowym wyniku mogą jeszcze zadecydować sędziowie. Bardzo rzadko się wypowiadam na ten temat, ale tym razem nie mogę tego tak zostawić. Tak się nie robi! Trzeba tych panów zapytać co się stało, bo my robimy od lat wszystko z tymi młodymi dziewczynami, żeby wszystko było fair, jak należy. Były tu dziś takie błędy, że się odechciewa wszystkiego. Byli to sędziowie z Superligi i na tym poziomie robić takie błędy! I najgorsze, że to nie był ten jeden mecz, bo z każdym spotkaniem tego turnieju, było tylko gorzej – mówił wyjątkowo poirytowany trener, Robert Popek.
Gorąco zrobiło się też po meczu w obozie gnieźnieńskich kibiców. Jeden z nich niemal pobił arbitra. Do kolejnej rundy MPJ awansowały dodajmy: Zgoda Ruda Śląska i Pogoń Zabrze.
0 komentarzy