Piłka nożna

Mieszko - Ostrovia 5-1
Mieszko - Ostrów 3-2
Mieszko - Śrem 1-3

Żużel

Start - Unia 48-42
Unia - Start 51-38
Start - Kolejarz 53-37

Koszykówka

TS Basket - Konin 92-80
MKK - Zgierz 87-71
Gdańsk - MKK 86-75

Piłka ręczna

Szczypiorniak - Wrocław 31-22
Środa WLkp. - Szczypiorniak 31-33
MKS - Piotrcovia  34- 28

Futsal

KS - Białystok 1-1
Gdańsk - KS 7-5
Dragon - KS 9-2

Mógł zginąć na oczach tysięcy. „Wesoły” pierwszy raz o historii z W25

Jest najbardziej znaną osobą – maskotką w Gnieźnie i człowiekiem o niebanalnych pomysłach. Po raz pierwszy przed mikrofon zaprosiliśmy Mariusza Wesołowskiego, który również po raz pierwszy, zdradził „najczarniejsze” chwile w swojej wesołej profesji. To o czym dziś napiszemy, większość pewnie rozbawi, ale kryje się za tym historia, która mogła zakończyć się tragicznie. Do tego na oczach tysięcy kibiców!

Start Gniezno ma nie tylko swoich bohaterów na motocyklach, ale również od kilkunastu lat nietuzinkową postać, w postaci „Orzełka”. Wciela się w niego Mariusz Wesołowski, który robi to w tak wyjątkowy sposób, że dziś nie sposób wyobrazić sobie widowiska bez jego udziału. Jak nim w ogóle został? – Przez zupełny przypadek – zdradza nam. – Byłem w klubie, gdy ktoś przywiózł to przebranie i gdy zobaczyłem jak jedna z osób niezdarnie sobie z nim radzi, powiedziałem: „Dawać mi to!”. Tak raz założony uniform, przyległ do niego na stałe.

Pasuje do niego idealnie, bo Mariusz nikogo nie musi odgrywać. Ma głowę buzującą od pomysłów, spontanicznie reaguje na wydarzenia dziejące się wokół niego i przede wszystkim – ma świetny kontakt z każdym, bez względu na wiek. Lata spędzone przy Wrzesińskiej przyniosły z jego udziałem wiele zabawnych historii, było także kilka tych, w których ma świadomość, jak bardzo „przegiął”. Do tego stopnia, że mogły to być jego ostatnie zawody. Dziś jedna z historii z dreszczykiem, o której „Wesoły” już ze spokojem wspomina, choć nie było mu wtedy do śmiechu.

Ten pomysł jak zwykle narodził się spontanicznie, pod wpływem chwili. Pomyślałem sobie, że tam mnie jeszcze nie było i będą z tego na pewno „jaja” – zaczyna swoje opowiadanie. Głównym punktem miała być tym razem polewaczka, a dokładniej jej beczka! To tam chciał się schować i wyskoczyć spontanicznie podczas objazdu. Sprawy przybrały jednak inny wymiar. – Wiedziałem, że muszę to zrobić z ukrycia, bez opowiadania innym, bo pomysł by nie wypalił. Wchodzenie do zbiornika przecież jest zabronione. Pomysł wydawał się być prosty. Wchodzę po kryjomu, gdy nie widzi polewaczkowy, przymykam lekko wieko i wyskakuję z wody na prostej. Nie przewidziałem jednak, że ten właz ma takie „wąsy”, które zatrzaskują się i które jest ciężko odbezpieczyć. Od zewnątrz, a co dopiero od środka! Tego nie bardzo wiedziałem, więc wszedłem do środka beczki, a jak kierowca ruszył, to ten dekiel z hukiem się zamknął. Zatrzasnął mnie! Problem był taki, że tam było pełno wody, miałem jej po brodę. Najgorsze miało się w tym momencie zacząć!

Gdy polewaczka ruszyła, woda zaczęła przelewać się z jednej strony na drugą i rzucać maskotką Startu. Dziś nie pamięta ile kółek zrobił z wozem, wie że przeleciał pchany masą wody na drugi koniec zbiornika i niemal spanikował. – Tego nie da się opisać słowami! Tragedia – kontynuuje. – Ja tam byłem w tym stroju, który stał się obciążnikiem dodatkowym, bo cały byłem pod wodą. Mnie uratowało chyba jedno – pobyt w wojsku i ćwiczenia w czołgach. Tam też był podobny dekiel, który także się zacinał. Mój przełożony nauczył mnie wtedy, że gdy będziemy mieć problem, mamy takim wymykiem kopnąć w niego. Dokładnie tak zrobiłem. Zaparłem się jakoś, kopnąłem z góry w niego i otworzył się. Żyłem! To był hardcore, bo ja tam mogłem zginąć na oczach tysięcy kibiców. To była „najgrubsza” przygoda na stadionie, bo gdyby nie czołg w wojsku, ja bym się utopił. Teraz bym z tego na bank nie wyszedł, 16 lat temu byłem jednak mega sprawny i nie spanikowałem. Jak wyszedłem z beczki, zobaczyłem słońce, miałem wrażenie, że dostałem drugie życie.

Cała ta historia miała jednak dodatkowy wydźwięk, o którym być może niektórzy pamiętają. Na łamach mediów pojawiło się wówczas zdjęcie „Wesołego”, który wyciskał wodę z przebrania. Niektórzy zinterpretowali to, że… sika on na murawie, z czego wytworzyła się mała afera. Nikt wówczas jeszcze nie wiedział, że Mariusz przez chwilę dosłownie walczył o życie. Wiedzieli to wtedy tylko mu najbliżsi. Dziś po raz pierwszy podzielił się tą mrożącą krew w żyłach historią, ale nie jest ona ostatnią. Już wkrótce kolejna 🙂

Mariusz, nie zmieniaj się! Ale do beczki już nie zaglądaj 😉

25 grudnia 2024 | 19:41

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *