Czy można igrać z życiem na trybunach przy Wrzesińskiej? Można, jeśli nazywasz się Mariusz Wesołowski. Grający rolę maskotki Startu Gniezno, opowiedział nam kilka historii, które zapadły mu szczególnie w pamięć i które czasem przyznaje – nie były najmądrzejsze. Dziś kolejna odsłona.
Kontynuujemy podróż po trybunach Stadioniu przy Wrzesińskiej, wraz z Mariuszem Wesołowskim. Tym razem to nie są wesołe historie jakich wiele z jego udziałem, a te, które przyprawiły o palpitacje serca popularnego „Orzełka”. Wczoraj zaczęliśmy od prawdziwego dreszczowca z polewaczką, którego znajdziecie W TYM MIEJSCU, dziś czas na kolejną porcję. Maskotka Startu opowiedziała nam tym razem o historii, z udziałem kibiców z Zielonej Góry i Łotwy
„Wesoły” uśmiecha się na samą myśl, o spotkaniu z fanami z Daugavpils, bo kto jak nie oni, wypić potrafią! Podczas tego w meczu w Gnieźnie było koszmarnie gorąco. Co zrobić, gdy będziesz spragniony pod grubym futrem Orła? Nie zaglądaj do sektora Łotyszy! – Poszedłem, bo widziałem, że chcą mnie poczęstować wodą w tą gorączkę. Zauważyli, że męczę się w tym stroju, zaczęli krzyczeć, wołać mnie, początkowo nie bardzo wiedziałem po co. Najpierw były przyjacielskie uściski, jakieś zdjęcia, do głowy mi nie przyszło, jaki numer zaplanował jeden z nich. Krzyknął „Bierz wodę, bo jest upał! i kazał mi się napić. Chciałem wziąć kilka szybkich łyków i uciekać i zrobiłem to łapczywie. Myślałem że zwymiotuję, bo tam był czysty spirytus! Przełknąłem go sporo i myślałem że padnę. W życiu nie piłem czegoś podobnego. Paliło mnie nie do opisania! Zdążyłem przejść przez bandę, położyłem się na ziemii i marzyłem tylko, aby polewaczka mnie zlała wodą. Byłem przez chwilę naprawdę zamroczony. Doszedłem do siebie dopiero po dłuższej chwili. Do dziś nie wiem, co oni tam mieli?
Zdecydowanie groźniejsza była jednak konfrontacja z fanami Falubazu. Wizyty fanów z Winnego Grodu zawsze były tymi o podwyższonym ciśnieniu, tego popularny „Orzełek” nie wziął jednak do siebie. Jak zwykle chciał się tylko przywitać, a z sektora przyjezdnych uciekał w popłochu. –Zawsze szedłem do kibiców przeciwnej drużyny, zawsze. Czułem, że tak powinienem zrobić, aby przywitać gości – dodaje Wesołowski. – Czasami to jest kalkulowane ryzyko, bo trafisz na idiotę i robi się problem. Tak było w tym przypadku. Wszedłem do ich sektora by się przywitać, ktoś mnie złapał i tylko usłyszałem „Podpal go!” Ogólnie ciężko mnie przestraszyć, ale w tym momencie lekko spanikowałem, bo w tym stroju byłbym jak pochodnia. Nie znasz ludzi, większość pewnie była podpita i cholera wie, co siedziało im w głowach. Ktoś mnie złapał, nie chcieli mnie puścić i nie widziałem dobrze, czy ktoś z tyłu nie trzyma jakiegoś ognia, bo widoczność przez głowę Orła jest ograniczona. W końcu udało mi się uciec, ale była to jakaś lekcja dla mnie. Teraz jeśli wiem, że nasi kibole nie bardzo się lubią z kimś, nie zaglądam na druga stronę.
Jutro ostatnie wspomnienie Mariusza, związanego ze świętowaniem awansu do Ekstraligi!
fot. Paweł Wilczyński
0 komentarzy