Nie żyje wielka postać Gniezna, doktor Marian Fluder. Wybitny lekarz zmarł dziś po południu w wieku 78 lat. Ostatni raz rozmawialiśmy pod koniec starego roku. Nie krył, że przed nim najpoważniejszą walka w życiu, ale ciągle zachowywał duży spokój i… żartował.
Wtorek, 12 marca stał się nieoczekiwanie jednym z najsmutniejszych dni ostatnich lat. Dla tysięcy gnieźnian i osób z wielu zakątków Wielkopolski którzy poznali bliżej doktora Fludra, dzisiejsza informacja była niczym uderzenie pioruna. Nie sposób znaleźć słów, nie sposób się z niej otrząsnąć. Wreszcie, nie sposób się z nią pogodzić! To już naprawdę koniec tej cudownej biografii?
Ostatni raz z lekarzem rozmawiałem w listopadzie. Chciałem się upewnić, czy informacja o tak poważnej chorobie to kolejna plotka, czy tym razem coś jest na rzeczy. Tyle razy „uśmiercano” Fludra w ciągu ostatnich dwóch dekad, że i tym razem można było poddawać w wątpliwość przekaz, choć coś nie dawało mi spokoju. – Panie doktorze, czy to prawda – zapytałem, nawet nie sugerując co mam na myśli. – Tak, tym razem tak – odparł, śmiejąc się do słuchawki. Do niego także dochodziły historie, że od lat ma przetaczaną krew, że tylko dojście do najlepszej medycyny pozwala mu cieszyć się zdrowiem. Wtedy to były zwykłe plotki. – Śmiałem się z tego wiele razy. Słyszałem już tyle rzeczy na mój temat, że przestałem reagować – kontynuował. – Teraz to prawda i co gorsza, rzeczywiście dopadł mnie nowotwór krwi – zdradził.
KIlka miesięcy temu sytuacja nie wydawała się jeszcze tak poważna. Sam lekarz był dobrej myśli, znał doskonale rokowania tego typu schorzenia, ale nie miał zamiaru się poddawać. Sił dodawały mu pobyty w ukochanej Wisełce, którą uwielbiał i która wystarczała mu za wszystkie kierunki świata. – Nie mam zamiaru siedzieć. Chcę wrócić do pacjentów, choć nie mam już tyle siły co dawniej – przyznał. Niestety choroba rozwinęła się znacznie szybciej, nie dając szans na dalsze próby leczenia.
Jak zakończyłoby się wiele trudnych i nagłych przypadków, z którymi trafiali do Fludra pacjenci, każdy może sam sobie odpowiedzieć. Nie był problemem dzień, pora i okoliczności. Często ostatni pacjenci wychodzili z gabinetu nad ranem. – Na szczęście mój organizm bardzo szybko się regeneruje. Potrzebuję około czterech godzin snu i mogę znów funkcjonować – mówił. I robił to perfekcyjnie. Do tego wszystko pamiętał! Jego głowa przypominała superkomputer, który w mig odszukuje i weryfikuje pacjentów, ich schorzenia i historię choroby. Był w tym obłędny. Ostatnio jednak nie przyjmował już z taką intensywnością, zawsze jednak potrafił podpowiedzieć i skierować do innego specjalisty. Czuć było, że już walczył ze swoimi fizycznymi ograniczeniami, ale ciągle dobro pacjenta było dla niego najważniejsze.
Marian Fluder urodził się 1 lutego 1946 r. w Odolanowie. W wieku 18 lat rozpoczął studia na Akademii Medycznej w Poznaniu, które skończył w 1970 roku. W Gnieźnie zamieszkał krótko po tym, zaczynając staż, później służbę w wojsku, a następnie pracę w gnieźnieńskich lecznicach. Prywatny gabinet otworzył w 1993 roku. W 2019 roku został odznaczony tytułem Honorowego Obywatela Gniezna.
Hubert Maciejewski
0 komentarzy