MKS od zwycięstwa rozpoczął finałową rundę Superligi. Mecz z koszaliniankami był niezwykle wymagający.
Mecz otwierający fazę finałową był bardzo ważny nie tylko w kontekście sytuacji w ligowej tabeli, ale i ewentualnej gry w pucharach. Obie ekipy są siadują ze sobą w klasyfikacji i ewentualna strata punktów przez gospodynie, byłaby bardzo dotkliwa. Pierwsze minuty znów były powtórką z ostatnich wydarzeń ze Sportowej. MKS grał słabo w ataku, dodatkowo fantastycznie w spisywała się bramkarka Młynów. Przyjezdne wyszły na prowadzenie 4-1, ale miały pecha, bo straciły do końca meczu Marcelinę Polańską. Rozgrywająca, która dobrze weszła w spotkanie pechowo upadła na kolano i nie była w stanie więcej wyjść na parkiet.
„Pszczoły” od tego momentu złapały wiatr w żagle. Pierwsze skrzypce grały skrzydłowe – Nikola Szczepanik i Agnieszka Siwka i po 12. minutach MKS pierwszy raz objął prowadzenie 5-4. Gra się uspokoiła, gospodynie zaczęły budować przewagę i w pewnym momencie miały już pięć bramek przewagi. Ostatecznie do szatni MKS zszedł z dwubramkowym prowadzeniem, które jeszcze powiększył po wznowieniu. Znów ich przewaga wzrosła do pięciu trafień i jak już wiemy, był to kluczowy moment potyczki. Do końca obie ekipy walczyły niemal punkt z punkt, co traciły w ataku, zyskiwały w obronie paradami Filończuk i Hypki. MKS wygrał 27-25 i było to trzecie zwycięstwo w tym roku przeciwko Młynom.
0 komentarzy