MKS zagrał fantastyczny mecz z wielokrotnymi mistrzyniami kraju z Lubina, w kolejnym spotkaniu Superligi. Do 45. minuty zanosiło się na sensację, kluczowym momentem okazało się podwójne wykluczenie w szeregach MKS. Był to najlepszy mecz w historii gnieźnianek z hegemonem żeńskiej piłki ręcznej w Polsce. Warto dodać, że cały mecz rozegraliśmy bez jednej z liderek, Magdaleny Nurskiej.
Gnieźnianki bez respektu dla utytułowanych rywalek rozpoczęły to spotkanie. Była konsekwentna i niezwykle agresywna obrona, dobra dyspozycja między słupkami Hypki, a to zwiastowało emocje. Najaktywniejsza w ataku była Katarzyna Cygan, która odważnie wbijała się w obronę Zagłębia.
MKS prowadził 4-3 i 5-4 w 9.minucie i wystarczył rzut oka na minę trenerki „Miedziowych”, by wyczytać, że nie jest dobrze. Gospodynie objęły po chwili ponowne prowadzenie, gdy aż dwie nasze zawodniczki powędrowały na ławkę kar, ale to było przez chwilę. Graliśmy ciągle konsekwentnie w obronie, wychodząc często wysoko i tylko można było zastanawiać się, czy wytrzymamy taką intensywność do przerwy. Mistrzynie kraju dalej nie miały specjalnej recepty na zbudowanie przewagi, myliły się pod nasza bramką, przez co w 20.minucie ciągle na tablicy był remis (9-9). Chwilę później zdegustowana Karkut musiała już wziąć czas, patrząc na bezradność swoich zawodniczek w ataku, jednak i to niewiele dało. Do przerwy mieliśmy remis, a statystyki wyraźnie pokazały, jak wyrównane była ta półgodzinna wojna. Po 21 oddanych celnych rzutów, niemal identyczna skuteczność (54 i 52%), tyle samo strat i obronionych rzutów. Czy zanosiło się na gigantyczna sensację?
Początek drugiej części dalej wyglądał obiecująco. W 38.minucie to MKS był na plusie prowadząc 18-17! W 45.minucie zafundowaliśmy sobie pierwsze w tej części kłopoty, łapiąc podwójne wykluczenie. Najpierw na ławkę powędrowała Matysek, a po chwili Cygan. Szybkie dwie bramki dla gospodyń, poskutkowały pierwszym (!) w meczu czasem Roberta Popka. Po wznowieniu ponownie Zagłębie znalazło drogę do siatki, my dwukrotnie spudłowaliśmy i na domiar złego, kolejny gol dla rywalek spowodował pierwsze trzybramkowe ich prowadzenie (25-22). Dodatkowo Hartmann nie trafiła karnego i było w tym momencie jasne, że coś zaczęło szwankować. MKS zgubił pewność siebie, chciał szybko gonić wynik, a to oznaczało nerwowość. Zeszła z kolei presja z pleców lubinianek, którym do tej pory brakowało finezji i po chwili mieliśmy 28-23. Gnieźnianki już wiedziały, że tak doświadczona ekipa jak Zagłębie, nie da sobie znów narzucić stylu gry i tak tez się stało. Nie zmienia to faktu, że MKS zagrał przez 3/4 meczu kapitalnie i solidnie postraszył „Miedziowe”. Może rewanż w Gnieźnie uda się pierwszy raz w historii przechylić na swoją korzyść?
Zagłębie Lubin – MKS Urbis Gniezno 33-25 (13-13)
0 komentarzy