Lada chwila miasto rozdysponuje środki na szkolenie dzieci i młodzieży, oraz rozgrywki ligowe. Tymczasem w Gnieźnie wciąż tworzą się kluby, które liczą na łatwy i szybki biznes we współpracy z Ratuszem. Miasto daje do zrozumienia wprost: nie będzie żerowania na środkach miejskich.
Niech to będzie krótka instrukcja dla tych, którym marzy się stworzenie własnego klubu w oparciu o miejskie środki. Gdy do Ratusza puka kolejny „przedsiębiorca” aby promować miasto poprzez sport, czas napisać o tym, kto i gdzie powinien się puknąć. Kto może, a kto nie powinien myśleć o mariażu na linii klub-miasto i łatwych pieniądzach.
Nadchodzi moment, na który czekają gnieźnieńskie kluby i stowarzyszenia sportowe. Już niedługo miasto rozdysponuje fundusze na najbliższe miesiące, którymi zasili kilkadziesiąt podmiotów. Dostaną jak zwykle od kilku tysięcy, do nawet kilkuset tysięcy w zależności od wielkości ośrodka, poziomu rozgrywkowego, czy promocji jaką miasto ma poprzez daną dyscyplinę. O tym kto ma szansę na dotacje decyduje specjalny klucz, który jest jasny od lat, jednak jak udało nam się ustalić, dalej powstają w Gnieźnie kluby, które liczą na „łatwe” pieniądze z miasta. O co chodzi? O nowe podmioty, które dobrze nie zaczną funkcjonować, a z marszu wyciągają ręce po samorządowe pieniądze. Ta historia powtarza się sukcesywnie i zawsze chodzi o jedno: miejską dotację, darmową halę, w zamian oferując mało konkretną „promocją miasta” poprzez udział w turniejach.
Jako, że sprzyja ku temu okres rozdysponowywania miejskich pieniędzy, to znów dobrze znajomy scenariusz się powtórzył. Potwierdza to prezydent, Tomasz Budasz. – To są sytuacje, z którymi mamy do czynienia co jakiś czas. Ktoś zakłada sobie klub, ma na papierze 15-20 dzieciaków i w tym momencie przychodzi do prezydenta. Pojawia się wtedy taka historia: „Panie prezydencie, chcielibyśmy 20-30 tysięcy dotacji, darmową halę, a my będziemy reprezentować miasto. Ale jest też sytuacja bardzo świeża. Kilka tygodni temu przyszedł do nas przedstawiciel jednego z nowych klubów, który dopiero co powstał i usłyszeliśmy znów bardzo podobną historię. Jest to oczywiście bardzo prosty sposób na biznes, ale nie tędy droga. Mówię to z pełną stanowczością. Nikt kto dopiero zaczyna prowadzić w tym mieście klub, nie otrzyma ani złotówki.
Jeśli do tego dodamy składki, które każdy klub pobiera przecież od trenujących dzieci, mamy pełen obraz sytuacji. Ratusz mówi więc wprost: najpierw ciężka praca, a potem dopiero wsparcie miejskie. Przyjęte kryteria mają być jasne i promować te kluby, które już coś osiągnęły, a przede wszystkim szkolą młodzież w systemie ciągłym i w myśl tzw. piramidy: od najmłodszych grup do najstarszych.
fot. photo stock.com
0 komentarzy