Start Gniezno wybiera się w pierwszą tegoroczną „delegację”. To wyjazd do łotewskiego Daugavpils, gdzie na ligę tak naprawdę nie są jeszcze gotowi!
Po zwycięstwie nad tarnowską Unią, Start czeka równie trudne zadanie, w drugim ligowym starciu. Niezależnie od kadrowej sytuacji i różnych perturbacji, Łotysze na własnym torze zawsze są groźni. No chyba że… pozbawimy ich atutu własnego toru. O co chodzi w tej łamigłówce?
To paradoks i kuriozum w jednym, godny chyba tylko żużla. Najniższy szczebel rozgrywek, czyli Krajowa Liga Żużlowa (nie zapominajmy o tym), żyje swoim życiem, a przynajmniej różnej maści pomysłami żużlowej centrali. Z nazwą musieliśmy chcąc niechcąc się oswoić, ale oto kolejna z niespodzianek właśnie ujrzała światło dzienne. Otóż tor miejscowego Lokomotivu, tak naprawdę nie jest jeszcze gotowy do ligi.
Na kilkadziesiąt godzin przed spotkaniem, gdzie wszystko powinno być raczej dopięte na ostatni guzik, dopiero montowane są dmuchane bandy, ale i to nie wydaje się największym problemem, bo i czemu miałoby być? Większym jest to, że miejscowy obiekt nie przeszedł ciągle weryfikacji, potrzebnej do ligowej certyfikacji. Jak dowiedzieliśmy się, żużlowi działacze z Polski zjawią tam dziś, a więc zielone światło do ligowego ścigania zostanie tam włączone na dwa dni przed meczem. I to nie jest żart.
Na 48h przed meczem, Start w zasadzie nie jest w 100% pewien, czy „oficjele” nie znajdą czegoś, co uznają za problematyczne i niezbędne do naprawienia przed godziną „zero”. W tej sytuacji wreszcie, nie może też być pewnym, czy mecz na pewno się odbędzie, bo jak wiemy z autopsji, w Gnieźnie przed każdym sezonem klub ma do odrobienia litanię poprawek. Prawdopodobnie nie dojdzie do takiej sytuacji, bo zakrawałoby to na skandal z obu stron, ta sytuacja tylko unaocznia raz jeszcze to, co dzieje się za kulisami trzeciego szczebla rozgrywkowego.
0 komentarzy