To były niecodzienne emocje dla jednej z osób, która obsługiwała niedzielny mecz żużlowy przy Wrzesińskiej. Mateusz Bubacz otarł się dosłownie i w przenośni o żużlowy sport i choć wspominał to z uśmiechem na ustach, tragedia była o włos.
Rzadko zdarza się, by osoba funkcyjna, a w tym przypadku wirażowy, udzielił więcej wywiadów niż zawodnicy. Mateusz Bubacz znalazł się w centrum uwagi, gdy w jednym z biegów uciekał przed rozpędzoną żużlową maszyną Jana Heleniaka. Zawodnik Unii Tarnów po kontakcie z Jędrzejem Chmurą, nie opanował maszyny i z impetem wjechał na murawę. Niemal „celując” w 18-latka, któremu wręczono czerwoną chorągiewkę pierwszy raz w życiu. Wcześniej w tym miejscu przez lata znajdował się jego ojciec. – To był mój pierwszy mecz w życiu na wirażu – mówił wyraźnie roztrzęsiony wydarzeniami. – Życie przeleciało mi przed oczami w sekundę. W pierwszej chwili myślałem, że jest już po mnie, tak szybko to się działo. Największy był strach, gdzie mam uciekać jak zobaczyłem pędzący motocykl. Na prawo, czy na lewo? Musiałem zaryzykować i się opłaciło, bo ja obskoczyłem w jedną stronę, a on pojechał w drugą. Delikatnie zostałem uderzony w stopę, ale nic wielkiego się nie stało. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, jak poważna była to sytuacja. To jest maszyna, która waży sporo kilogramów i jedzie szybko, więc strach nawet pomyśleć o skutkach zderzenia. To jest chyba „najlepszy” moment w życiu, jaki zapadnie mi w pamięć z tego stadionu – zakończył Mateusz.
Jak już wiemy, sytuacja na pewno nie odciągnie go od ulubionej dyscypliny i Mateusz ma zamiar stawić się na łuku, już w następnym meczu.
0 komentarzy