– Cały ten kalendarz powinno wyrzucić się do kosza. To jest niepoważne – grzmi za naszym pośrednictwem prezes Startu, Paweł Siwiński. O co dokładnie chodzi sternikowi klubu?
Dziś w końcu nadeszła ta wyczekiwana „wiekopomna chwila”, w której GKSŻ opublikowała terminarz rozgrywek Krajowej Ligi Żużlowej. Potwierdziło się wszystko, o czym nieoficjalnie pisaliśmy od kilku dni, doszło jeszcze kilka innych „kwiatków”.
Sezon rozpocznie się od przedwczesnego (?) finału Start Gniezno – Unia Tarnów, już pod koniec marca. I to jest pierwsze nieporozumienie. Nie chodzi o zestawienie ze sobą dwóch faworytów, a o datę. – To jest niepoważne. Sugerowaliśmy, żeby nie zaczynać tak wcześnie ligi, gdy pogoda jest nieprzewidywalna. Po co zaczynać już w marcu, a później mieć kilkutygodniowe pauzy? Po co tyle spotkań w samym kwietniu? Nie można było tego rozbić na kolejne miesiące? Nikt nas nie słucha, choć wielu prezesów sugerowało, że to są złe rozwiązania. Jeśli Kraków nie pojedzie, w każdej kolejce będą pauzować dwie drużyny, bo nie można ich połączyć. Tak się nie da zrobić – mówi Paweł Siwiński.
Inną kwestią są play-offy. Jesteśmy być może pierwszym takim przypadkiem w świecie sportu, gdzie liczba drużyn przystępująca do rozgrywek będzie identyczna z tymi, którzy powalczą w finałowej rozgrywce. – Pomysł play-offów w kadłubowej sześciozespołowej lidze, gdzie dwie drużyny nie mają prawa awansu, jest skrajnie idiotyczny. Dołożono w ten sposób dziwny twór jakim jest ćwierćfinał, a za tym 200 tysięcy kosztów dla klubu. Naprawdę nie chcieliśmy takiej formy play-offów – dodaje prezes Startu.
Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia, której nikt w centrali nie wziął w ogóle pod uwagę. Sezon dobiegnie końca w październiku, czyli wtedy, kiedy większość kart na rynku transferowym będzie dawno rozdana. Przynajmniej jeśli chodzi o najciekawsze nazwiska, które są realnym wzmocnieniem drużyn. Co zrobi beniaminek? Niewiele.
Podsumujmy zatem. Sezon rozpoczniemy od przedwczesnego (?) finału Start – Unia, już 30/31 marca. Czy to dobrze? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że NIE. Inauguracje rozgrywek zawsze obarczone są wielką nieprzewidywalnością pogodową, a co za tym idzie, niemożnością, lub ekstremalnie trudnymi okolicznościami przygotowania pożądanego toru. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że do Gniezna przyjedzie faworyt, nie będzie miejsca na niedoróbki i niedopasowanie. Pozostaje tylko trzymać kciuki za matkę naturę i że wiosna przyjdzie już na początku marca. Co dalej? Jeśli Kraków odpuści, kolejny mecz gnieźnianie pojadą niemal dwa miesiące później! Dla tych, którzy potrzebują jazdy do stabilizacji formy (patrz np. Łęgowik), będzie to koszmar. Sezon domowej jazdy zakończymy w połowie czerwca i na kolejne emocje (dalej przy braku Krakowa), kibicom przyjdzie czekać znów dwa miesiące. Uciekać z KLŻ gdzie się da!
0 komentarzy