Australijczyk Sam Masters uratował w ostatniej chwili remis dla Startu w Pile. Gdyby nie wcześniejszy defekt, wygrana w ostatnim biegu smakowała by jeszcze lepiej.Jak ocenia swój występ?
Zmontowana w ostatniej chwili drużyna pilskiej Polonii okazała się wczoraj niezwykle wymagającym rywalem na własnym torze. Wsparta świetnym dopingiem wypełnionego stadionu, o mały włos nie utarła nosa jednemu z faworytów. Skórę gnieźnianom uratował Sam Masters, który po wykluczeniu Gomólskiego, osamotniony zwyciężył w ostatniej gonitwie. Jak nam powiedział, czułby się świetnie, gdyby nie wcześniejszy pechowy defekt. – Cholernie mi szkoda, bo mogliśmy się cieszyć po tym biegu, ale niestety zaliczyłem defekt. Nie chcę nawet teraz o nim mówić, bo było to takie gó…o, które zdarza się w najmniej oczekiwanym momencie. Powinnismy ten mecz bez dwóch zdań wygrać. Tor nie był zły, był lepszy niż tutaj byłem ostatnio, choć tylko jedną linią można było jechać, a to nie jest dobre dla widowiska. Pod tym względem dla mnie było nudno, bo liczył się krawężnik i nic więcej. Ja liczyłem tutaj na więcej. Powinienem więcej punktów dorzucić i wtedy byśmy wygrali – kończy Masters.
0 komentarzy