Marcel Studziński, tak jak cała gnieźnieńska drużyna, ma dziś pewnie „kaca”, po złym występie przeciwko łodzianom. Nie mamy dziś jednak dobrych informacji, bo wszystko wskazuje na to, że kontuzji doznał Marcel Studziński.
Tym, który zaimponował wczoraj w parkingu spokojem po meczu i rzeczową analizą był młodzieżowiec, Marcel Studziński. Nie tłumaczył słabego występu torem, nie wytykał niczego toromistrzowi, nie szukał usprawiedliwień. – Tor był dla wszystkich taki sam. Absolutnie nie będę się tym tłumaczył. To ja sam zawiniłem – mówił nam.
To jednak nie jedyny powód, dla którego zawodnik Startu miał prawo uznać występ za fatalny. Po upadku w biegu młodzieżowym doznał kontuzji, o której nie chciał nawet mówić, choć z poważnie pokiereszowaną nogą, szedł do kibiców wyraźnie kulejąc. – Nie wygląda to dobrze. Po trasie w ogóle nie czułem tej nogi i to jest jakieś usprawiedliwienie mojej jazdy. Próbowałem w jednym z biegów wywalczyć sobie jak najlepsze miejsce na pierwszym łuku i włożyłem ją w przednie koło rywala. Wiadomo, że motocyklem żużlowym steruje się także prawą nogą, więc jeśli jej nie czujesz, to jest fatalnie. Przez wszystkie moje biegi, nie odkręciłem gazu do samego końca ani razu. Nie czułem motocykla – kończy. Jak poważny jest uraz prawej stopy będzie wiadomo już niedługo.
0 komentarzy