Sobota była dla gnieźnieńskich fanów piłki ręcznej udanym dniem. W wyjazdowym spotkaniu MKS PR Urbis Gniezno wygrał w Lubiczu z tamtejszą UKS Drwęcą Novar 40:24, obejmując pozycję lidera grupy A I Ligi Piłki Ręcznej. Po meczu zapytaliśmy jednego z trenerów MKSu, Roberta Popka o przebieg spotkania.
Patryk Chyła, SportoweGniezno.pl: Osiągnęliście świetny wynik, wygrana szesnastoma cieszy, choć pierwsze piętnaście minut spotkania było wyrównane.
Robert Popek, trener MKS PR Urbis Gniezno: Tak, było wyrównane, ale wiedzieliśmy, że ten zespół tanio skóry nie sprzeda. Aktualnie mamy trochę kłopotów kadrowych, rozchorowała się Asia Różańska, nasza liderka, ale myś, że to zmobilizowało nasze dziewczyny jeszcze bardziej. Grały konsekwentnie, i w obronie, i w ataku, choć początek był nerwowy, trochę za dużo błędów popełniliśmy.
PC: Te błędy się pojawiła i pojawiła się też przerwa po stronie MKSu. Pomogło?
RP: Myślę, że pomogło. Przede wszystkim skupiliśmy się na wyeliminowaniu głupich błędów. Tuż przed tym, gdy brałem czas, zespół z Lubicza wyszedł wyższą strefą, nasze skrzydłowe trochę się zagapiły – miały wybiegać, by obniżyć strefę, po czym wbiegać za plecy. Dziewczyny się troszeczkę zagapiły i mieliśmy problem z ustawieniem ataku pozycyjnego, ale po ustawieniu tego wszystkiego, nasza maszyna ruszyła i wszystko zaczęło działać tak jak powinno.
PC: Zawodniczki MKSu świetnie zagrały w obronie, tylko 24 bramki stracone, w tym wielki udział miały obie bramkarki, a szczególnie Kamila Olejniczak.
RP: Na początku bramkarki nie mogły dobrze wejść w ten mecz i staraliśmy się sprawdzić, która z nich lepiej sobie poradzi, aż w końcu nasza Kamilka odpaliła i zaczęła się nasza dobra gra w obronie. Dzięki temu mogliśmy wyprowadzać szybsze ataki. W drugiej połowie obrona funkcjonowała bez zarzutów, było zarówno przekazanie, jak i dobre „liczenie”, bo w pierwszej połowie zawodniczki Drwęcy rzuciły nam kilka bramek ze strefy centralnej. W drugiej połowie po dokonaniu kilku korekt to już nie miało miejsca i pokazaliśmy fajną grę.
PC: Emocje były nie tylko na parkiecie, ale też i przy linii bocznej boiska. Widzieliśmy, jak przy kilku kontrowersyjnych decyzjach sędziów gestykulował pan gorąco, nie zgadzając się z werdyktami arbitrów. Jak pan oceni ich pracę?
RP: Zawsze podczas meczu do tego wszystkiego dochodzą emocje, każdy widzi te sytuacje trochę inaczej. Trener jest inaczej ustawiony niż sędzia, nerwy się udzielają, ale nie można narzekać na pracę sędziów, którzy byli bardzo obiektywni. Każdy jest człowiekiem i nieraz popełnia błędy. Ja też popełniam błędy i niepotrzebnie dwa razy zareagowałem nerwowo, potrzeba było trochę spokoju.
PC: Niektóre zawodniczki też nie były zadowolone z kilku decyzji sędziów.
RP: Nie ma sensu teraz tego oceniać, cieszmy się z wyniku. Sędziowie odrobili dziś dobrą lekcję, gwizdali pewnie, spokojnie. Nie nastąpiły żadne bijatyki, dziewczyn na szczęście nie poniosło, co często ma miejsce w tej sportowej walce, bo to jest jednak sport kolizyjny i przenosi to się na ich ambicje. Arbitrzy dobrze wychwycili czerwoną kartkę, choć myślałem, że już w pierwszej połowie pokażą ją jednej z zawodniczek z Lubicza, kiedy Natalia Niedzielska była faulowana sam na sam, ale przy pchnięciu Marty Giszczyńskiej w plecy podczas pojedynku jeden na jeden tę kartkę już pokazali. Myślę, że wyciągnęli wnioski tak samo, jak i my.
0 komentarzy