Czwartek, godzina 22:15. Już miałem pisać kolejny materiał o Mieszku Gniezno, ale stwierdziłem, że szkoda strzępić klawiaturę. Bo to i tak jak grochem o ścianę. Lepiej zająć się czymś pożyteczniejszym. A zatem na pierwszy plan wysuwa się sprawa, którą po prostu trzeba nagłaśniać. Nagłaśniać i pomagać Damianowi Julkowskiemu.
Tak się składa, że Damiana kojarzę z gimnazjum. Chodziliśmy do równoległych klas. Do teraz pamiętam dzień, w którym dotarła do mnie informacja o tym, co go spotkało. To było jak potężne huknięcie pioruna. Od razu zaczęły kołatać się myśli, co dalej będzie z moim rówieśnikiem. I modlitwa, żeby podniósł się z tarapatów jak najszybciej. Był też przenikliwy strach, że taki koszmar może dotknąć też mnie.
– Miałem tylko 14 lat, gdy w ciągu zaledwie dwóch dni sparaliżowało mi całe ciało, zacząłem umierać. Pech, przypadek jeden na miliony i krok od śmierci… Wiele razy balansowałem na granicy, a teraz, po wielu latach, w końcu mam szansę odzyskać zdrowie! Bardzo Cię proszę, pomóż mi w tym… – apeluje teraz Damian Julkowski.
Co zadziało się z Damianem? Jego wspomnienia nie tylko brzmią jak koszmar. To był koszmar i nadal jest… Przeczytajcie.
„Moja historia brzmi jak najgorszy koszmar, a przecież wydarzyła się naprawdę, choć tak trudno w to uwierzyć… Doskonale pamiętam tamten dzień. Był styczeń 2011 roku, właśnie zaczynały się ferie zimowe. Bolały mnie plecy, ale poszedłem do szkoły — to był ostatni dzień przed feriami. W szkole ból się nasilił. Chociaż miałem już 14 lat, płakałem jak dziecko. Ból stał się w jednej chwili nie do zniesienia, przestałem mieć czucie w ręce. Przyjechała siostra, zabrała mnie do domu. Tam wydarzyła się tragedia…
Czułem się fatalnie, mieliśmy jechać do lekarza, ale zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłem do łazienki, nie wyszedłem już z niej… Straciłem władzę w drugiej ręce i nogach, a chwilę później w całym ciele. Byłem sparaliżowany, strach wdarł się w każdą komórkę ciała. Moi bliscy wpadli w panikę. Nikt nie wiedział, co się dzieje! Przecież dzień wcześniej biegałem, bawiłem się z kolegami, a teraz nagle to!? Nie uderzyłem się, nic mi się nie stało. Paraliż i ból przyszły same z siebie!
W szpitalu przestałem oddychać, paraliż postępował. Zostałem intubowany, oddychał za mnie respirator, choć to już nie pamiętam — straciłem przytomność. Z Gniezna karetką na sygnale do Poznania, na OIOM. Lekarze musieli wprowadzić mnie w śpiączkę na dwa tygodnie. Gdy się obudziłem, mogłem tylko ruszać oczami… Czułem się, jakbym znalazł się z najgorszym koszmarze, chciałem się obudzić! Niestety, to działo się naprawdę…
[…] – ciąg dalszy dostępny TUTAJ.
„Co właściwie mi jest? Gdy zachorowałem, wszyscy trzymali się diagnozy, że to zapalenie rdzenia kręgowego, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Po prostu pech… Dopiero trzy lata później w innym szpitalu lekarze dokładnie zapoznali się z wynikami i wykluczyli tę chorobę. Płyn mózgowo-rdzeniowy był czysty, o zapaleniu nie mogło być mowy. Ustalono, że to udar rdzenia kręgowego — coś jak zawał serca, tylko w rdzeniu. Wtedy puchnie i zaczyna uciskać na nerwy. Efektem jest niedokrwienie całego działa i paraliż od ucisku… Lekarz powiedział, że zdarza się raz na kilka milionów.”
Wielki szacun dla Damiana, bo on walczy. Walczy pomimo potężnych przeciwności losu. Przeciwności, które są niczym wobec tego, z czym borykamy się na co dzień. Obecnie 23-latek odbywa terapię komórkami macierzystymi. I wierzy, że ta nierówna batalia z chorobą zakończy się powodzeniem. Wierzymy i my, zachęcając do pomagania temu wojownikowi!
– Ostatnimi czasy mój stan jest stabilny, ale to, że tak będzie, nie jest pewne… Komórki macierzyste nie tylko mogą pozwolić mi stanąć na nogi, ale także wzmocnić mój organizm, a jest to bardzo ważne, ponieważ dzisiaj nawet zwykła grypa może być dla mnie śmiertelna. Poza paraliżem całego ciała moja odporność jest bardzo słaba, dlatego każde kolejne podanie komórek może być dla mnie na wagę życia. Każde podanie ma też pewne skutki uboczne, podczas podaży występują u mnie zawroty głowy, nudności, nierównomierne bicie serca, waha się to miedzy 70 a 130 odbić na minute, występują także spadki saturacji. Są to chwilowe objawy, trwają około 15-20 minut, trzeba to przetrwać. Staram się tym nie przejmować, bo wiem, o co walczę. A stawka jest najwyższa… Dziękuję, że jesteście ze mną i proszę, pozwólcie mi dokończyć terapię. Proszę o szansę na życie… – dodaje Damian Julkowski.
Drogie środowisko, pomóżmy Damianowi! Ten chłopak jako czternastolatek uwielbiał kopać piłkę i był aktywny fizycznie. Dajmy mu wsparcie w tej ciężkiej walce i pomóżmy stanąć na nogi. Niech wygra ten ważny mecz i znów stanie na boisku!
Warto odnotować, że razem z Damianem są również jego koleżanki i koledzy z UAM Poznań. Ruszyli z akcją charytatywną #RewolucjaUśmiechu. – #RewolucjaUśmiechu to akcja zainaugurowana przez studentów Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu. Wspieramy naszego kolegę – studenta kierunku komunikacja europejska. Do walki o jego uśmiech potrzebne są duże środki finansowe, które pozwolą na terapię komórkami macierzystymi. Damian przeszedł uraz rdzenia, jego ciało jest porażone, a taka terapia jest szansą na powrót do zdrowia – tłumaczy nam jedna z organizatorek.
– Nasza akcja zakończy się koncertem charytatywnym, który odbędzie się 20 kwietnia 2020 r. w Auli Uniwersyteckiej UAM przy ul. Wieniawskiego 1 w Poznaniu, na który już dziś serdecznie zapraszamy: https://www.facebook.com/UAMCharytatywnie/ – dodaje.
0 komentarzy