To nie Bojano wygrało ten mecz, ale gnieźnianie go przegrali na własne życzenie. To najlepszy komentarz do sobotnich wydarzeń ze Sportowej, gdy KS Gniezno uległ w kuriozalnych okolicznościach Dragonowi 3-4, tracąc decydującą bramkę niemal równo z syreną.
Gdy zaczyna się od prowadzenia 2-0, porażka zawsze będzie bardzo boleć. Ale gdy traci się bramkę w takich okolicznościach, niedowierzanie miesza się z potworną złością, jak można było w ogóle doprowadzić do takiej sytuacji. KS wyrównał w końcówce drugiej połowy na 3-3 i chwilę potem miał jeszcze jedną doskonałą sytuację do wywalczenia pełnej puli. To musiało zadziałać na wyobraźnię piłkarzy, którzy zwietrzyli szansę na odwrócenie losów meczu i… zostali znokautowani golem na 3-4. Co się stało?
– Trudno powiedzieć co się stało w ostatnich sekundach – usłyszeliśmy od załamanego trenera Adama Heliasza. – Chyba się trochę „podpaliliśmy” gdy wyrównaliśmy i trzeba było konsekwentnie dograć swoje do końca. Mieliśmy dwie sytuacje i nie wiem co mam powiedzieć „na gorąco”. Nigdy coś takiego nie powinno się wydarzyć, bo tracimy punkty w ostatniej sekundzie i zamiast chociaż jednego punktu znów nie mamy nic. To jest zwykły brak chłodnej głowy, w konsekwencji tego popełniamy błędy, które też trochę były spowodowane brakiem sił.
Sportowy kac po takiej porażce pewnie będzie długo szumiał w głowach naszych chłopaków, którzy po meczu niedowierzali w taki obrót sprawy. Tym bardziej, że Dragon był absolutnie w zasięgu ręki KS-u i nie zaprezentował nic poza poprawną grą.
– Jestem mega załamany, zwłaszcza, gdy wchodzimy dobrze w mecz, pewnie prowadzimy, a później przestajemy myśleć i goście zaczynają grać konsekwentnie. Wywożą trzy punkty i nie wiem czy zasłużenie, muszę raz jeszcze przeanalizować ten mecz. Przegrywamy to na własne życzenie i ciężko mi zebrać myśli, bo mogę za dużo powiedzieć. Musimy się spotkać i solidnie przedyskutować o co chodzi – kończy A.Heliasz.
0 komentarzy