Ogromne szczęście w nieszczęściu miał Adrian Gała podczas turnieju o Puchar Nice 1. Ligi Żużlowej. Zawodnik z impetem uderzył o tor i na chwilę stracił przytomność, po zaciętej walce na łokcie z Krystianem Pieszczkiem (Wybrzeże Gdańsk)
To, że Adrian Gała nie odpuszcza nigdy i nikomu wie każdy kibic, który choć trochę zna zawodnika. Tak było i tym razem, choć niektórzy zapytają „Czy nie za dużo ryzyka, jak na tej rangi imprezę?”. Na prostej startowej Gała z Pieszczkiem szczepili się motocyklami pod bandą, w efekcie czego obaj upadli na tor. Wydawało się początkowo, że dużo bardziej poszkodowany wyjdzie z kolizji Gała, jednak zarówno Pieszczek, jak i gnieźnianin ostatecznie zeszli o własnych siłach do parkingu. Jak przekonywał nas zaraz po turnieju, nie ma dla niego znaczenia, czy jedzie w lidze, czy w turnieju indywidualnym. – Rywalizacja to jedno, ale wiecie przecież, że ja lubię dużo jeździć. Wiem, że to już końcówka sezonu, więc zależało mi pojechać do końca, nie odpuszczać i pokazać charakter.
Mało tego! Zawodnik Startu udowodnił, że ambicja go rozsadza do tego stopnia, iż narzekał na ograniczone możliwości w powtórce biegu. – Nie byłem w stanie pojechać na 100%. Mogłem powalczyć z Musielakiem, ale wiedziałem, że nie mam tej siły w ręce, żeby stoczyć walkę na łokcie. Ciężko było mi ją później podnieść do góry – dodaje. A więc może w ogóle powinien on pojawić się na torze, po tak ciężkim wypadku? I tu się okazuje, że początkowo rzeczywiście lekarz nie chciał wyrazić na to zgody, ale prosił usilnie o to sam zawodnik. – Przekonałem panią doktor, że jest OK i pozwoliła mi pojechać, Chociaż nie było o to łatwo.
Bo trzeba dodać, że sam wypadek nie tylko wyglądał nieciekawie, ale taki w rzeczywistości był. Adrian stracił na chwilę przytomność, lekarze cucili żużlowca i w pierwszej chwili nie wiedział on, skąd znalazł się w tej części toru. Był przekonany, że do upadku doszło na drugim łuku! – W pierwszej chwili zastanawiałem się co ja tutaj robię. Myślałem, że upadliśmy dużo wcześniej – mówił nam.
Na całe szczęście nic poważnego się nie stało i jak już wiadomo, na strachu i potłuczeniach się skończyło. O sile uderzenia świadczą zdjęcia kasku zawodnika.
0 komentarzy