Piłka nożna

LKS. - Mieszko 1-2
Lipno - Mieszko 2-2
Mieszko - Leszno 2-0

Żużel

Stal - Unia T. 49-41
Start - ....
Start - .....

Koszykówka

MKK - GAK 92-80
MKK - Boruta 73-64
Tarnovia - MKK 82-67

Piłka ręczna

MKS - Zagłębie 25-34
Oleśnicą - Szczypiorniak 30-25
Piotrcovia - MKS 28-31

Futsal

Wenecja - KS 2-3
TAF - KS 5-6
KS - Bojano 4-1

Czy Start kombinował na starcie? Mocne oskarżenia z Leszna!

– Boli mnie to bardzo i nie mam zamiaru przemilczeć tej sytuacji – żali się nam Roman Szterba (na zdj.), po lekturze felietonu, który ukazał się w czwartek, 6 września na łamach portalu WP SportoweFakty.pl. W jednym z jego fragmentów Start Gniezno został wymieniony jako klub, który wiele lat temu, celowo oszukiwał zawodników gości, dopuszczając się kombinacji z zielonym światłem. Start oszustem? Kto chciałby być tak nazywanym!

Środowisko żużlowe żyje w ostatnich dniach wydarzeniami, które miały miejsce we Wrocławiu, przy okazji półfinałowego meczu Betardu z Unią. Awaria maszyny startowej spowodowała, że zawodnicy obu ekip musieli startować „na zielone światło”. Dyskusja, czy było to celowe działanie, czy zwykły zbieg okoliczności trwa do dzisiaj. I tak oto zupełnie nieoczekiwanie we wrocławski wątek, wplątany został gnieźnieński Start, który kilkanaście lat temu miał mieć coś na sumieniu. To „coś”, to rzekome kombinacje mające ułatwić gnieźnieńskim żużlowcom szybką reakcję startową dzięki „przygasającemu” zielonemu sygnalizatorowi. Oto fragment felietonu autorstwa Michała Wachowskiego (pisownia oryginalna):

Rufin Sokołowski, były prezes z Leszna, powiedział mi ciekawą rzecz. Jego zdaniem kluby żużlowe kombinowały, kombinują i będą kombinować. Jako przykład podaje własną przygodę z Gniezna za czasów swojej prezesury. Odkrył wówczas, że gospodarze majstrowali przy zielonym świetle. – Gdy sędzia przyciskał przycisk zwolnienia taśmy, to światełko nieznacznie przygasało. Gospodarze doskonale o tym wiedzieli i puszczali sprzęgło, idealnie wychodząc spod taśmy.

Sokołowski opowiada, że powiedział o tym arbitrowi przed zawodami. Ten, po dostrzeżeniu przekrętu, był wściekły. Światła nie udało się wymienić przed meczem, ale sędzia zakazał zawodnikom spoglądania przy starcie w tamtym kierunku. – Powiedział żużlowcom, że mają patrzeć na zamek. Ten, kto zacznie obracać głowę w kierunku światła, będzie wykluczony. Gnieźnianie stracili przez to swój atut, a my tam wysoko wygraliśmy. Od tamtych wydarzeń minęło paręnaście lat. Czasy się trochę zmieniły, ale czy mentalność ludzi także?”

Mocne słowa z ust poważnego działacza nie mogą pozostać bez echa i dziś postanowiliśmy zasięgnąć informacji u źródła. Kto może być lepszym rozmówcą niż Roman Szterba, osoba z 27-letnim doświadczeniem, która niemal na pewno musiała wtedy być uczestnikiem meczowych wydarzeń (choć nie wiadomo dokładnie o który chodzi, musiały być to lata 1994-2004 bo wtedy Sokołowski był prezesem Byków) i ma na dodatek techniczną wiedzę. Czy coś było na rzeczy, czy problem leżał gdzie indziej?

Ten pan albo kompletnie nie wie o czym mówi, albo perfidnie kłamie – mówi nam Roman Szterba. – Nie mam pojęcia jakiego dokładnie meczu dotyczyła ta sytuacja, ale jest więcej niż pewne, że byłem wtedy kierownikiem startu. Wiem co ma na myśli ex-prezes Unii, bo to była kiedyś nagminna sytuacja i dziwi mnie, że o tym nie ma pojęcia. Już więc tłumaczę. Od początku jak pamiętam maszyny startowe funkcjonowały podobnie – są one 24V, podobnie jak czerwone światła zatrzymujące wyścig i również zielone. Chodzi tutaj oczywiście o względy bezpieczeństwa. Oprócz tego były akumulatory i prostownik. Dwie jednostki z Jelcza. W momencie, gdy wszystko funkcjonowało, akumulatory były ładowane na bieżąco, a wykorzystywane jeśli wyłączono prąd. U nas tak to funkcjonowało i jestem pewien, że w wielu ośrodkach było ponownie. I dochodzimy do istoty problemu. Po naciśnięciu przycisku na konsoli maszyny startowej przez sędziego, nic nie przygasało, a był to normalny lekki spadek napięcia. Było to normalne zjawisko i wiem, że o tym wiedzieli wszyscy zawodnicy, a nie tylko wybrani, w tym przypadku z Gniezna – kończy.

Jest jednak fragment artykułu, w którym Sokołowski mówi o arbitrze, który nie kazał zawodnikom patrzeć na zielone światło, grożąc wykluczeniem. Miał rzekomo „wyczuć” spisek.

Też nie rozumiem i nie pamiętam takiej sytuacji. I tak większość zawodników patrzy na zamek maszyny startowej. Zupełnie nie przypominam sobie sytuacji, by arbiter instruował w taki sposób zawodników, nic do mnie nie dotarło. To nie było żadne kombinatorstwo, tylko ówczesne możliwości techniczne. Mogła być większa wilgoć i już mamy większy spadek napięcia. Bardzo mnie to zabolało, bo nie kombinowaliśmy  absolutnie, by coś zyskać. Tak miałby wyglądać sport?! – pyta retorycznie Szterba.

A jak to funkcjonuje dzisiaj? Okazuje się, że wielkiej rewolucji od tego czasu nie było, choć „gasnących” świateł już nie ma. – Nadal mamy te same maszyny, te same światła, tylko już nie ma akumulatorów, a są transformatory 24V. Dziś już żadne światło nie przygasa, ale mówimy o innych rozwiązaniach technicznych.

Kolejny raz sprawdza się więc powiedzenie, że „papier przyjmie wszystko”, a każdemu pozostaje mieć teraz w tej sprawie własne zdanie.

07 września 2018 | 20:27

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *